Rosie właśnie czekała na list z Hogwartu, kiedy nagle zobaczyła nadlatującą sowę z kopertą w dziobie. Wyszła na dwór i wzięła list. Pobiegła do mamy, która robiła obiad w kuchni.
- Hurra! Mamo, dostałam list z Hogwartu! - krzyknęła uradowana. Mama odłożyła różdżkę, którą właśnie przygotowywała zupę cebulową.
- Och, to wspaniale! Obyś trafiła do Slytherinu...jak ja..i tato!Choć z twoją inteligencją pewnie znajdziesz się w Ravenclawie.
Rosie zrobiła wystraszoną minę.
- Mam nadzieję, że nie, nienawidzę Krukonów! Niecierpię Ravenclawu! Huff...
- Na pewno będziesz w Huffelpuffie! Tam są takie niezdary, jak ty! Będziesz tam świetnie pasować! - Do kuchni aportował się siedemnastoletni brat Rosie - Shane.
- Przymknij się, Shane. A ty co? Wcale nie byłeś lepszy! Tiara przydzieliła cię do tego beznadziejnego Gryffindoru! Z całej naszej rodziny Ślizgonów tylko ty byłeś Gryfonem! - warknęła Rosie. - Mamo, a tak w ogóle, to który dzisiaj jest?
- Hm..zaraz przywołam kalendarz, bo nie pamiętam...- mruknęła mama - Accio kalendarz! A, już mam... dziś jest 29 sierpnia!Rosie, jutro lecisz z ojcem na Pokątną po książki, pożyczył z ministerstwa latający samochód .
Na drugi dzień Rosie wstała bardzo wcześnie, i szybko pobiegła do sypialni rodziców, by obudzić tatę.
- Tato...tato! Wstawaj, lecimy na Pokątną. - wrzasnęła ojcu do ucha, a ten tylko mruknął coś niezrozumiale, i wywlekł się z łóżka. Zjedli śniadanie i ruszyli w drogę. Samochód był na zewnątrz mały, ale rzucono na niego zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, więc w środku było sporo miejsca.
Kiedy dolecieli, tato stuknął kilka razy w ścianę i poszli na ulicę Pokątną.
- Córciu, najpierw idziemy do pana Ollivandera po różdżkę, zgoda? - zapytał ojciec, a Rosie kiwnęła głową. Weszli do sklepu i zobaczyli siwowłosego mężczyznę.
- O, witaj, Veeliuszu, pewnie chcesz różdżkę dal swojej córeczki, zgadza się? - zapytał wytwórca różdżek.
- Hm.. może ta? Cis. Jedenaście cali. Smocze serce. Krucha.
Rosie machnęła różdżką, lecz nic się nie wydarzyło.
Pan Ollivander pokręcił tylko głową i podał jej inną mrucząc pod nosem : ,, Dąb. Róg jednorożca. Dwanaście i pół cala. Giętka. Myślę, że będzie dobra". Rosie, kiedy tylko ją uniosła, pan Ollivander krzyknął:
- O tak! Ta jest idealna!
Kupili różdżkę, podziękowali i ruszyli w stronę sklepu madame Malkin. Tato powiedział :
- Teraz po szatę do szkoły.
Rosie przymierzyła kilka szat, aż w końcu trafiła się doskonała. Potem zaszli do księgarni Esy i Floresy, do apteki po różne składniki na eliksiry, po kociołek i sowę. Rosie kupiła sobie taką szarą.
- Jak ją nazwiesz, Rosie? - zapytał tato.
- Jeszcze nie wiem.
W końcu nadszedł 1 wrzesień, i Rosie jechała z rodzicami na dworzec King's Cross. Kiedy jechała do Hogwartu, poznała rodzeństwo Streetch : Meerlen i Follodo, Meerlen miała trzynaście lat, a Follodo jedenaście, tyle, co Rosie.
Juz to kocham :D Ale pisz dłuższe no! :D
OdpowiedzUsuńTa Czekolada :*
Ciekawie się zaczyna.
OdpowiedzUsuń;D