Następną lekcją były zaklęcia. Rosie bardzo polubiła profesora Flitwicka, potem poszła na eliksiry, zielarstwo, transmutację. Po zajęciach miała szlaban. Allarowska wysłała ją z gajowym Hagridem do lasu. Było nawet przyjemnie, choć odrobinę się bała, ale spodziewała się dużo gorszych rzeczy. Łaziła z Hagridem po Zakazanym Lesie, razem z jego nowym psem, a właściwie suką - Kruszyną, która nie była wcale kruszyną. Poznała Hagrida, i szczerze się z tego nie cieszyła. Ciągle opowiadał jej o Harrym Potterze, a jej na sam dźwięk robiło się niedobrze. Kiedy Hagrid powiedział jej o Draconie Malfoyu, jak bardzo go nie lubił, Rosie się trochę zdenerwowała, jej rodzina przyjaźni się z Malfoyami, a ten zaczął obrzucać Dracona obelgami, tego było za wiele. Ale Rosie wolała milczeć. W końcu, gdy tak szli, Rosie rzucił się w oczy mały, czarny kamyk, leżał na ziemi. Sięgnęła po niego, a Hagrid wrzasnął.
- N-nie! Lepij tego nie dotykaj! Może i wygląda jak zwykły kamień, ale może być niebezpieczny! Przecież, cholibka, nigdy nic nie wiadomo!
Rosie tylko spojrzała z pogardą na półolbrzyma, i wzięła kamień do ręki.
- Głuchaś? Nie bierz lepij !
- Oo, patrz tam! - krzyknęła Rosie, a kiedy Hagrid się odwrócił, Rosie schowała kamyk do kieszeni.
- Coś tam zobaczyła? - zapytał klucznik.
- Ee... już nic.
- Dobrze, niech skonam, już tak późno! Wracamy, chodź, Kruszynka!
***
Na następnej lekcji obrony przed czarną magią Rosie znudzona straasznie (co było bardzo dziwne na obronie przed czarną magią) nudną lekcją, bawiła się swym kamieniem z Zakazanego Lasu. Pokazywała go już i Follodonowi, i Meerlen, i Scorpiusowi, ale też nie wiedzieli, co to za kamyki. Aż nagle Allarowska zauważyła kamień, wytrzeszczyła oczy i zagrzmiała swoim zimnym głosem:
- Evans, daj mi ten kamień...i zajmij się lekcją.
Rosie niechętnie dała kamień Allarowskiej. Gdy go od niej wzięła starsznie się ucieszyła, i dalej ciągnęła lekcję. Kiedy minęło kilka minut zadzwonił dzwonek i Rosie wyszła z sali lekcyjnej idąc w stronę Wielkiej Sali. Po drodze spotkała Meerlen.
- Mam złe wieści, Meerlen. Allarowska zabrała mi kamień. - mruknęła zrezygnowana Rosie. Ale Meerlen nie przejęła się zbytnio tym.
- Oj, przecież nic się nie stało! To tylko zwykły kamień. Nie wiem po co te zmartwienia.
- Słuchaj, on wcale nie wyglądał jak zwykły kamień! On... on miał... w sobie to coś. - powiedziała Rosie;. - Myślę, że on maa... Ma jakąś magiczną moc...
- Głupoty pleciesz - Meerlen machnęła lekceważąco ręką i poszła w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów.
poniedziałek, 27 czerwca 2011
niedziela, 19 czerwca 2011
Alfinda Allarowska cz.2
Profesor Allarowska była wysoką, szczupłą kobietą o jasnoszarych oczach, ubraną w czarną szatę. Długie kruczoczarne włosy sięgały jej aż do pasa. Powstała, po czym przemówiła wysokim i zimnym głosem:
- Witajcie... Jak już powiedział profesor Malfoy, będę was uczyć obrony przed czarną magią. Lecz niev będzię to jakieś uczenie się głupiutkich zaklęć, tylko prawdziwa OBRONA.
- Dobrze, dziękujemy Alfindzie, a teraz do łóżek, marsz! - odezwał się dyrektor. Rosie zrezygnowana powlekła się do pokoju wspólnego razem z innymi Krukonami. Wsród nich zobaczyła swojego wroga, który mieszkał koło niej w Dolinie Godryka - Lily Lunę Potter. Nienawidziła jej od długiego czasu, i była zdziwiona, a także zirytowana, że Potter znalazła się wsród Krukonów, od dawna była święcie przekonana, iż trafi do Gryffindoru.
Rano Rosie wstała bardzo wcześnie, i podekscytowana zaczęła pokować książki, trochę jej to zajęło czasu, gdyż musiała się też przecież ubrać, umyć. Weszła do klasy już w trakcie lekcji obrony przed czarną magią.
- Pano Evan, spóźniła się pani już pierwszego dnia...? Krukoni przez ciebie tracą dziesięć punktów.
- Przepraszam, pani profesor - odpowiedziała nieśmiało, i usiadła obok Follodona i Scorpiusa, który również był jej przyjacielem. A Allarowska ciągnęła:
- A więc, jak już wcześniej mówiłam, dzisiaj będziemy mówić o horkruksach.
Rosie zdziwiona wybuchnęła:
- Ależ, pani profesor! HORKRUKSY? To powinniśmy omawiać dopiero w siódmej klasie!
Allarowska zrobiła surową minę.
- Dosyć tego, Evans! Dostajesz szlaban, a do tego Rawenclav traci kolejne dziesięć punktów!
Rosie zamilkła. Była wściekła. Pierwszy dzień, i od razu szlaban? Rodzice nie będą zadowoleni...- pomyślała.
- Dobrze, a teraz, kto mi powie co to są horkruksy? - zapytała Allarowska.
Ręka Lily wystrzeliła w górę jak strzała.
- A więc... Yhm, yhm. Horkruksy to przedmioty, w których ktoś ukrywa cząstkę swej duszy. Horkruksem może być wszystko, byle jaki przedmiot, zwierzę, a nawet człowiek! Dzięki horkruksom staje się prawie nieśmiertelnym. Żeby stworzyć horkruksa , trzeba zabić.
Rosie spojrzała na nią z pogardą, i szepnęła do Follodona :
- Ale udaje przemądrzałą... - Ale Follodo milczał i słucham profesor Allarowskiej.
- Hm... zaraz dzwonek, więc waszą pracą domową jest napisać notatkę na temat horkruksów. Na dwie rolki pergaminu!
Dzwonek zadzwonił, a Rosie powlekła się do Wielkiej Sali, na śniadanie.
- Witajcie... Jak już powiedział profesor Malfoy, będę was uczyć obrony przed czarną magią. Lecz niev będzię to jakieś uczenie się głupiutkich zaklęć, tylko prawdziwa OBRONA.
- Dobrze, dziękujemy Alfindzie, a teraz do łóżek, marsz! - odezwał się dyrektor. Rosie zrezygnowana powlekła się do pokoju wspólnego razem z innymi Krukonami. Wsród nich zobaczyła swojego wroga, który mieszkał koło niej w Dolinie Godryka - Lily Lunę Potter. Nienawidziła jej od długiego czasu, i była zdziwiona, a także zirytowana, że Potter znalazła się wsród Krukonów, od dawna była święcie przekonana, iż trafi do Gryffindoru.
Rano Rosie wstała bardzo wcześnie, i podekscytowana zaczęła pokować książki, trochę jej to zajęło czasu, gdyż musiała się też przecież ubrać, umyć. Weszła do klasy już w trakcie lekcji obrony przed czarną magią.
- Pano Evan, spóźniła się pani już pierwszego dnia...? Krukoni przez ciebie tracą dziesięć punktów.
- Przepraszam, pani profesor - odpowiedziała nieśmiało, i usiadła obok Follodona i Scorpiusa, który również był jej przyjacielem. A Allarowska ciągnęła:
- A więc, jak już wcześniej mówiłam, dzisiaj będziemy mówić o horkruksach.
Rosie zdziwiona wybuchnęła:
- Ależ, pani profesor! HORKRUKSY? To powinniśmy omawiać dopiero w siódmej klasie!
Allarowska zrobiła surową minę.
- Dosyć tego, Evans! Dostajesz szlaban, a do tego Rawenclav traci kolejne dziesięć punktów!
Rosie zamilkła. Była wściekła. Pierwszy dzień, i od razu szlaban? Rodzice nie będą zadowoleni...- pomyślała.
- Dobrze, a teraz, kto mi powie co to są horkruksy? - zapytała Allarowska.
Ręka Lily wystrzeliła w górę jak strzała.
- A więc... Yhm, yhm. Horkruksy to przedmioty, w których ktoś ukrywa cząstkę swej duszy. Horkruksem może być wszystko, byle jaki przedmiot, zwierzę, a nawet człowiek! Dzięki horkruksom staje się prawie nieśmiertelnym. Żeby stworzyć horkruksa , trzeba zabić.
Rosie spojrzała na nią z pogardą, i szepnęła do Follodona :
- Ale udaje przemądrzałą... - Ale Follodo milczał i słucham profesor Allarowskiej.
- Hm... zaraz dzwonek, więc waszą pracą domową jest napisać notatkę na temat horkruksów. Na dwie rolki pergaminu!
Dzwonek zadzwonił, a Rosie powlekła się do Wielkiej Sali, na śniadanie.
piątek, 17 czerwca 2011
2. Alfinda Allarowska
Rosie pierwszy raz zobaczyła Hogwart na oczy, bardzo jej się podobała, choć przeraziła się na widok duchów, a szczególnie Krwawego Barona i Prawie Bezgłowego Nicka. Profesor McGonagall przyniosła Tiarę Przydziału i zaczęła wyczytywać nazwiska:
- Adison, Amelia
- Gryffindor!
- Blood, Drick
- Huffelpuff!
I w końcu:
- Evans, Rosie
Rosie usiadła na krześle, McGonagall nałożyła jej na głowę Tiarę, a ta wrzasnęła:
- Ravenclaw!
Rosie zaskoczona i zirytowana usiadła przy stole Krukonów. Jej kolega Streetch został przydzielony do Slytherinu, tam, gdzie była również jego siostra. Potem dyrektor Draco Malfoy (hahahaha!) wygłosił swoją mowę, poznali nową nauczycielkę obrony przed czarną magią- Alfindę Allarowską. ciąg dalszy nastąpi.
- Adison, Amelia
- Gryffindor!
- Blood, Drick
- Huffelpuff!
I w końcu:
- Evans, Rosie
Rosie usiadła na krześle, McGonagall nałożyła jej na głowę Tiarę, a ta wrzasnęła:
- Ravenclaw!
Rosie zaskoczona i zirytowana usiadła przy stole Krukonów. Jej kolega Streetch został przydzielony do Slytherinu, tam, gdzie była również jego siostra. Potem dyrektor Draco Malfoy (hahahaha!) wygłosił swoją mowę, poznali nową nauczycielkę obrony przed czarną magią- Alfindę Allarowską. ciąg dalszy nastąpi.
czwartek, 16 czerwca 2011
1. Do Hogwatru
Rosie właśnie czekała na list z Hogwartu, kiedy nagle zobaczyła nadlatującą sowę z kopertą w dziobie. Wyszła na dwór i wzięła list. Pobiegła do mamy, która robiła obiad w kuchni.
- Hurra! Mamo, dostałam list z Hogwartu! - krzyknęła uradowana. Mama odłożyła różdżkę, którą właśnie przygotowywała zupę cebulową.
- Och, to wspaniale! Obyś trafiła do Slytherinu...jak ja..i tato!Choć z twoją inteligencją pewnie znajdziesz się w Ravenclawie.
Rosie zrobiła wystraszoną minę.
- Mam nadzieję, że nie, nienawidzę Krukonów! Niecierpię Ravenclawu! Huff...
- Na pewno będziesz w Huffelpuffie! Tam są takie niezdary, jak ty! Będziesz tam świetnie pasować! - Do kuchni aportował się siedemnastoletni brat Rosie - Shane.
- Przymknij się, Shane. A ty co? Wcale nie byłeś lepszy! Tiara przydzieliła cię do tego beznadziejnego Gryffindoru! Z całej naszej rodziny Ślizgonów tylko ty byłeś Gryfonem! - warknęła Rosie. - Mamo, a tak w ogóle, to który dzisiaj jest?
- Hm..zaraz przywołam kalendarz, bo nie pamiętam...- mruknęła mama - Accio kalendarz! A, już mam... dziś jest 29 sierpnia!Rosie, jutro lecisz z ojcem na Pokątną po książki, pożyczył z ministerstwa latający samochód .
Na drugi dzień Rosie wstała bardzo wcześnie, i szybko pobiegła do sypialni rodziców, by obudzić tatę.
- Tato...tato! Wstawaj, lecimy na Pokątną. - wrzasnęła ojcu do ucha, a ten tylko mruknął coś niezrozumiale, i wywlekł się z łóżka. Zjedli śniadanie i ruszyli w drogę. Samochód był na zewnątrz mały, ale rzucono na niego zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, więc w środku było sporo miejsca.
Kiedy dolecieli, tato stuknął kilka razy w ścianę i poszli na ulicę Pokątną.
- Córciu, najpierw idziemy do pana Ollivandera po różdżkę, zgoda? - zapytał ojciec, a Rosie kiwnęła głową. Weszli do sklepu i zobaczyli siwowłosego mężczyznę.
- O, witaj, Veeliuszu, pewnie chcesz różdżkę dal swojej córeczki, zgadza się? - zapytał wytwórca różdżek.
- Hm.. może ta? Cis. Jedenaście cali. Smocze serce. Krucha.
Rosie machnęła różdżką, lecz nic się nie wydarzyło.
Pan Ollivander pokręcił tylko głową i podał jej inną mrucząc pod nosem : ,, Dąb. Róg jednorożca. Dwanaście i pół cala. Giętka. Myślę, że będzie dobra". Rosie, kiedy tylko ją uniosła, pan Ollivander krzyknął:
- O tak! Ta jest idealna!
Kupili różdżkę, podziękowali i ruszyli w stronę sklepu madame Malkin. Tato powiedział :
- Teraz po szatę do szkoły.
Rosie przymierzyła kilka szat, aż w końcu trafiła się doskonała. Potem zaszli do księgarni Esy i Floresy, do apteki po różne składniki na eliksiry, po kociołek i sowę. Rosie kupiła sobie taką szarą.
- Jak ją nazwiesz, Rosie? - zapytał tato.
- Jeszcze nie wiem.
W końcu nadszedł 1 wrzesień, i Rosie jechała z rodzicami na dworzec King's Cross. Kiedy jechała do Hogwartu, poznała rodzeństwo Streetch : Meerlen i Follodo, Meerlen miała trzynaście lat, a Follodo jedenaście, tyle, co Rosie.
Wstęp.
Witam Was. Napiszę krótko, zwięźle i na temat, bo i tak nikt tego nie przeczyta, znając życie. -.-Na imię mi Weronika, a na stardoll jestem weron123. Będę pisać tu książkę. Coś takiego na jakby na podstawie ,,Harry'ego Pottera". Jej główną bohaterką jest Rosie. Mam nadzieję, że będziecie czytać i dodacie się do obserwatorów.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)